Kategorie

Płatności

   
           Zalecane !

    

      Wpłata na konto
            firmowe
      (przelew zwykły)  

      
     Tylko dla klientów
          z zagranicy

Siena Root ‎– A Dream Of Lasting Peace

Dostępność:
szt.
Cena netto: 80,49 zł 99,00 zł

Siena Root ‎– A Dream Of Lasting Peace

 

 

Label: MIG ‎– MIG 01931 LP
Format: Vinyl, LP, Album, Gatefold 
Country: Europe
Released: 26 May 2017
Genre: Rock
Style: Hard Rock, Blues Rock, Psychedelic Rock

 

Tracklist:

 

A1 Secrets 3:38
A2 Tales Of Independence 3:39
A3 Sundown 4:18
A4 The Piper Won’t Let You Stay 6:08
A5 Outlander 4:49
B1 Growing Underground 3:55
B2 Empty Streets 4:53
B3 No Filters 3:45
B4 Imaginarium 3:53
B5 The Echoes Unfold 5:02

 

Notes:

 

Downloadcard included.
Recorded between 11th and 15th April 2016 in Silence Studio.
The album was made using only analog equipment.

 

Barcode and Other Identifiers:

 

Barcode (Scanned): 885513019318
Barcode (Printed): 8 85513 01931 8
Matrix / Runout (Etched Side A): MIG 01932 A 121117 EBS RM
Matrix / Runout (Etched Side B): MIG 01932 B2 EBS RM 121117
Rights Society: Austromechana
Label Code: LC 29386

 

 

Bez najmniejszych wątpliwości A Dream of Lasting Peace to jeden z najbardziej wyczekiwanych albumów zapowiedzianych na 2017 rok. Siena Root jest jednym z tych zespołów, które nigdy nie zawodzą, a jednocześnie nigdy też do końca nie wiadomo, czego spodziewać się po nowym wydawnictwie (oprócz – rzecz jasna – tego, że będzie bardzo dobre).

Grali już mocno psychodelicznie, grali w stylu długich hardrockowych improwizacji, grali też z mocnym posmakiem muzyki azjatyckiej. Ich poprzedni album, Pioneers, był głębokim ukłonem w kierunku klasyków hard rocka, takich jak Deep Purple. Biorąc pod uwagę pewną stabilizację składu grupy (w porównaniu do poprzedniego krążka zaszła zmiana jedynie na stanowisku wokalisty, choć obaj panowie śpiewający w ostatnich latach w zespole dysponują dość zbliżoną barwą głosu), można było spodziewać się kontynuacji tego kierunku.

Tak po części jest, ale A Dream of Lasting Peace, szósty studyjny krążek grupy, z pewnością nie jest kopią Pioneers. Dwa single, które ukazały się przed premierą płyty – 'Tales of Independence' i 'No Filters' – mocno sugerowały, że będziemy mieli do czynienia z dynamicznym materiałem, skupionym na utworach krótszych, o „piosenkowej” konstrukcji i nieco lżejszych brzmieniowo. Mogło to być pewnym zaskoczeniem dla tych, którzy znają wczesne płyty formacji i jej skłonność do kilkunastominutowych odjazdów muzycznych. Bo i faktycznie oba numery są bardzo „radiowe”, łatwo wpadają w ucho i podrywają na nogi. Jednak – jak to często z singlami bywa – nie pokazują całej prawdy o płycie.

Tak, faktycznie – sporo tu numerów dość prostych w porównaniu ze starszym materiałem, bo oprócz wspomnianych singli także otwierające album 'Secrets' oraz grane podczas marcowego koncertu w Chorzowie na nieplanowany drugi bis 'Growing Underground' to numery raczej niezbyt skomplikowane, ale demonstrujące, że w prezentowaniu klasycznego hardrockowego brzmienia lat 70. w XXI wieku ta formacja nie ma sobie równych.

Nowy wokalista, Samuel Björö, dysponuje bardzo przyjemnym głosem i świetnie czuje się w takich klimatach. Od początku także kapitalne pojedynki gitarowo-organowe toczą Matte Gustafsson i Erik Petersson, dzięki którym naprawdę niezwykle łatwo poczuć się podczas odsłuchu tej płyty, jakbyśmy słuchali albumu nagranego 45 lat temu. Trzeba przyznać, że Sam Riffer i Love Forsberg – obecna od zawsze sekcja rytmiczna grupy – mają dobre wyczucie przy doborze muzyków, bo od samego początku istnienia formacji przez Siena Root przewijały się bardzo ciekawe postaci. Obecny skład także prezentuje się kapitalnie.

Prostsze, dynamiczne numery to tylko jedno z oblicz nowej płyty. Pewną odmianę oferuje już 'Sundown', trzeci utwór na wydawnictwie. Więcej tu przestrzeni w aranżacji, a i sama kompozycja, choć też wpada w ucho, odchodzi od formatu typowego radiowego singla. Uwagę przyciąga tu zwłaszcza kapitalna partia klawiszy Peterssona. W jeszcze inne rejony prowadzi nas najdłuższy na płycie utwór 'The Piper Won’t Let You Stay'. To rasowe bluesidło, które równie dobrze mogłoby znaleźć się na płycie Bonamassy, choć tam pewnie główny nacisk położony byłby na gitarę, a tu mamy piękne współbrzmienie gitary i instrumentów klawiszowych, które grają główny motyw. Snuje się to absolutnie cudownie. To numer z tych, które potrafią być nudnym niewypałem, jeśli zagra się je bez wyczucia i emocji, ale w odpowiednich rękach stają się czymś magicznym – i tak właśnie jest w tym przypadku. Wraz z Piperem zespół wchodzi na tej płycie na jeszcze wyższy poziom, nadaje albumowi nowy wymiar. 'Empty Streets' też bardzo przyjemnie buja na bluesowo, choć świetnie sprawdzają się tu pojawiające się od czasu do czasu mocniejsze fragmenty z dominacją organów. Instrumentalne 'Imaginarium' najśmielej nawiązuje tu zarówno do wcześniejszych płyt, jak i do koncertowego oblicza grupy. Panowie zaczynają niepozornie, od spokojnego jazz-rockowego kołysania, ale za chwilę łoją już aż miło i tylko szkoda, że całość została wyciszona chyba zbyt szybko, bo aż prosiło się, żeby trochę to jeszcze pociągnąć. Jednak nic straconego – jeśli tylko muzycy zdecydują się grać ten numer na żywo, to w koncertowym wydaniu będzie on idealną trampoliną do nawet kilkunastominutowego jamu. Album wieńczy kapitalne 'The Echoes Unfold', kolejna klimatyczna kompozycja, która znakomicie równoważy wspomniane wcześniej dynamiczniejsze fragmenty płyty. Pięknie płynie nieco tajemniczy początek, a w drugiej połowie dochodzi fantastycznie bujający organowy motyw, który doprowadza nas do samego końca płyty.

Faktycznie, nie stworzyli kopii Pioneers. A Dream of Lasting Peace to album także oddający hołd klasycznemu hardrockowemu brzmieniu, ale jednak nieco lżejszy od poprzednika, brzmiący bardziej na luzie, bardziej „koncertowo”. Poprzednia płyta opierała się w dużej mierze na ciężarze i mocnych partiach organów i gitary (choć nie zapominajmy o genialnym 'In My Kitchen', które tamtą płytę wieńczy), tu jest chyba więcej zabawy graniem, więcej przestrzeni i luzu. Oba te oblicza zespołu sprawdzają się wybornie. To płyta idealna dla tych, którzy narzekają, że ten czy tamten wielki zespół hardrockowy nie gra już tak jak kiedyś. Siena Root nie mają problemu z wczuciem się w klimat złotych lat hard rocka i nagrali kolejny świetny krążek. A co najważniejsze – są w tym niezwykle autentyczni. Jeśli szukacie dobrej, klasycznie rockowej płyty wydanej w 2017 roku, jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że lepszej nie traficie.